niedziela, 22 sierpnia 2021

Scena, w której dzieje się rzecz straszna - nienamacalna energia przejmuje ciało dojrzewającej dziewczyny; głód fizycznej miłości wypala od środka resztki rozsądku. Stado aniołów, które niegdyś były posłuszne bogu, teraz żywi się ludzkim mięsem jak sępy; siedzą na pobliski dachu, bezzębne, z dużą ilością blizn na twarzy, z ranami na ciele. Wypatrują momentu, w którym dziewczynka umrze wewnętrznie, umrze od środka, wyśmiana przez diabła, a głodne anielaki zaczną wysysać krew, pozostawiając tylko ogromne, nasiąknięte krwią malinki na całym jej ciele. Zastanawiają się, czy jest dziewicą, obmyślają, w jaki sposób włożyć języczek do jej odbytu, by tam trochę pogmerać w dobrze ukrwionym miejscu. Już zaczynają walkę o to, kto wyssie jej oczy, kto będzie ssać języczek, kto zajmie się młodymi piersiami, coraz bardziej wzburzone, ciągną na plecach burzę. Pochmurne niebo zaczyna coraz bardziej kotłować, grzmieć, widać błyski piorunów, jak żyłki, które pojawiają się na czole dziewczyny, podczas coraz głośniejszych krzyków. Jęk świni, odgłosy kotów w trakcie godów, ryk rannego lwa, wycie wilka i kojota, prychanie niczym koń, jęki, spazmy, orgazm, którego wycieńczone ciało nie jest już w stanie wytrzymać. Wola dziewczynki została niemal całkowicie złamana, uchodzi z niej pragnienie życia, opada na poduszkę w kroplach, które skapują z mokrego czoła. Tłuste, przylepione do twarzy, czarne włosy, które czasem ssie bardzo intensywnie, jakby ssała kutasa, krztusi się i wypluwa kłaczki, drapie po miejscach intymnych, które i tak już pieką, swędzą, świeżbią, domagają się czegoś, ale ona nie umie tego nazwać - dlatego drapie się po czole, rozdrapuje policzki, krzyczy bezsilna, gryzie drzwi, zębami, których w ustach coraz mniej, za to więcej drzazg i krwi, rozcięć na dziąsłach. 
 Demon, który posiadł jej ciało, zrobił to jak wojownik, który najechał obcą ziemię, lecz przybył tam już jako conqueror, pewny siebie, siłą wziął wszystko, co uznał, iż należy do niego. Teraz nagie ciało dziewczyny przeżywa chwilę rzekomego spokoju. Tortura, a przynajmniej jej urok nie polega na ciągłości, ale na chwilach wytchnienia i pozostaje torturą tak długo, jak w człowieku tli się nadzieja, iż może to już koniec, on nigdy więcej nie powróci, da jej spokoju, porzuci jej zniszczone ciało. Czasem potrzeba cierpliwości, by z nadziei zrodziło się ziarnko wiary, które demon połyka szybko i znów rzuca przez szyję, gardło, przełyk do miejsc, które tak bardzo kocha. Opuszcza je dopiero, gdy człowiek umrze od środka, permanentnie i definitywnie. Chociaż śmierć ta jest tak naprawdę fizyczna. Ten moment, w którym zatrzymuje się czas i pojawia niezmienność, trwały stan opętania, gdy otępiały człowiek odczuwa wszystko, ale niczego nie przeżywa, obojętny na ból, na własne cierpienie, nie ma możliwość poruszyć ciałem, jest ono nieme. Martwe. Serce zamiera, umysł przestaje pracować, a ciałem zajmują się anielaki, spragnione krwi, coraz chłodniejszego odbytu, plamek sinych i zielonych na skórze, gęstego, lepkiego śluzu z otworów. 


- Musi ksiądz na pomóc – rozpoczęła kobieta około lat czterdzieści, ubrana schludnie, nawet trochę młodzieżowo, ubrania zakupione w jednej z sieciówek, co to się przewijają w galeriach.

- Droga pani, ja nic nie muszę, poza tym, ja nic z tych rzeczy już nie robię – odpowiedział (chyba ksiądz) na spokojnie. Jego ręce były pokryte różnego typu tatuażami, niektóre zapisane w języku sumeryjskim, inne po chiński, poszczególne z greki, kilka hieroglifów, na lewej dłoni pentagram, na prawej krzyż grecki. Ubrany w czarną koszulę, z ostatnim guzikiem pod szyją rozpiętym, z podkasanymi rękawami, w przetartych dżinsach, popijał tanie whisky z Żabki, nieopodal której mieszkał, a nawet był jej właścicielem, tak mówią, w końcu nigdy nie płacił za towar podczas kupna, przeważnie brał tylko whisky i papierosy, nie odprawiał mszy, ani też się nie modlił. Według ludzi ze wsi po prostu mu pozabierało zmysły podczas jednej z interwencji. Niektórzy opowiadają, iż diabeł w ciele młodej dziewczyny (dziewczynki, bo miała lat trzynaście) złamał jego ducha podczas egzorcyzmu; rodzice zastali go, jak nagi, ich nagą córkę, trzyma w objęciach, na jej twarzy malował się demoniczny uśmiech, w jej oczach pisało szaleństwo. Podobno młoda zaszła w ciąże, on się wszystkiego, oficjalnie wyparł, ale Kuria zapłaciła sporą sumę pieniędzy na rzecz jej utrzymania, on też podobno dawał na jej alimenty, ale jaka była rzeczywistość, nikt tego nie wie. Pewne było, iż był księdzem, ale teraz już nikim nie jest. Siedzi całe dnie w domu i pije whisky, drze ryja na głośnych przechodniów pod jego oknem, w galerii po prostu taranuje ludzi, zawsze idzie prosto i przed siebie, nikomu nie ustępuje miejsca.
- Tylko ksiądz może jej pomóc – mówiła kobieta płaczem.

- Nie posiadam już święceń – powiedział – poza tym mam zakaz wykonywania, zawodu – rzucił z wolna, jakby lekko zamyślony.
- Ile mam zapłacić? - mówiąc to kobieta rzuciła na stół kopertę grubą, wypchaną dwusetkami, było tam z kilkadziesiąt tysięcy. Spojrzał z wolna, leniwie, wskazującym palcem prawej dłoni otworzył nieco kopertę.

- Proszę to schować – rzekł sucho – nie dawać nigdy żadnemu księdzu więcej pieniędzy, niż to jest potrzebne, a już na pewno proszę nie wierzyć, iż ktoś za pani pieniądze wypędzi z ciała dziewczynki złego ducha.
- Proszę księdza – kobieta patrzyła na niego prosto – widziałam go, twarzą w twarz, na moment przeszedł w moje ciało (czy ona się zarumieniła?) powiedział do mnie: „Jagodo, moje spaczone dziecko, powiedź Izydorowi, iż jestem tutaj, w ciele twojej córki i czekam na niego, z pewnością równie ciepło wspomina ostatnie spotkanie, jak też ekscytuje na myśl o kolejnym, powiedź mu: Izydorze, moja córka na pewno ci się spodoba, możesz ją posiąść, jak posiadłeś dziewczynkę wcześniej, a wtedy opuszczę jej ciało. Wiesz przecież, że nikt inny, tylko ty możesz się mnie pozbyć. I pamiętaj, tradycyjne modlitwy doprowadzają to dziecko do grobu”. Kobieta, pustym wzrokiem zdawała się recytować słowa diabła, jak uczeń Rotę przy tablicy. Szybko, ale wyraźnie. Pełna tremy i strachu, ale mówiła głośno.

- Kurwa, halo, przepraszam, czy kogoś tu pokurwiło? - Ksiądz nie ksiądz zdawał się być zupełnie inny. Dziwnie ożywiony.
- Kobieto, kim jesteś? Jakąś zaplutą dziennikarką, jakimś śledczym, lewicowcem, prawicowcem? Myślisz, że przyjdziesz tutaj do mnie, rzucisz trochę pieniądza sprzedasz taką historyjkę, a ja się przyznam, że tak, to miało miejsce?! Skoro go, kurwa nie miało, rozumiesz zapluta, zaszczana małpo, kanalio jebana, niech cię w ten głupi cymbał jakiś drań przypierdoli, bo sam to zrobię?

 Kobieta była wyraźnie zbita z tropu. Ksiądz Izydor zaczął przeszukiwać jej kieszenie, okolice pośladków, piersi(a chuj, przynajmniej sobie pomacam), gdy zjechał w okolice pępka, poczuł, iż pentagram na dłoni zaczął go palić, dlatego odskoczył jak poparzony. Spojrzał raz jeszcze w oczy kobiety, opadł na fotel, odruchowo sięgnął po butelkę, nalał do swojej, pustej szklaneczki, ze stolika za fotelem wziął drugą, podnosząc się przy tym lekko, nalał solidnie do połowy, podał kobiecie, wskazał miejsce, w którym może usiąść i rzucił:
- Opowiadaj.