poniedziałek, 19 sierpnia 2019

O rzeczywistości, fikcji, wierze

O marzeniach we śnie, we wzmiankach ze stanu podświadomości. O matrymonialnej grze w chowanego, o kotku i myszce. O zabawie w berka, w klasy, w gumy. O dwóch grzybkach, misiu, braciach, panu samochodziku. O grze w warcaby. W wargi spięte na powietrzu nocnego, jesiennego wieczoru, o brzegu ust nasiąkniętym przez wygłodniałą, lepką, gęstą ślinę.

Jest godzina dwudziesta trzecia ileś. Siedzę w klapeczkach na balkonie z lolem w ręku. Żona śpi zmęczona, codziennym tłumem myśli, jaki tworzą oboje z mężem. Ze mną w nawiasie. Mniejsza o to. Bo co ja to...?

Otóż po tej godzinie, po dwudziestej trzeciej ale przed dwudziestą czwartą, z ręką w zegarku, z gardłem na minutniku, po spaleniu lola, a ciągle go miałem w ręce lewej, strzepałem resztki popiołu ze spodni, zapiąłem pasy przed lotem nad literaturę, przez - słonecznym uniesieniem nad lekko pofalowany obraz rzeki. Bez jednego wystchnienia o nim myślę, bez jednego westchnięcia.

Po owej to godzinie wzniosłem lekko oczy ku górze. Lekko, że łagodnie. Że skrótem myślowym stwierdziłem przejdę kilka wzniesień albo garbów - w zależności kto po kim idzie.

Że pomyślałem: okazuję łzy, bo znam swoją siłę. Zwykłe śmiechy szyderstwa nawet nie drasną groźnego oblicza zaklętego w kamieniu. Nie wyjrzy zza cienia ostra twarz diabła - nie namówi po raz kolejny duszę na upadek - nie wznieci rozpaczy i pustki, nie wezwie śmierci, na złotym rydwanie, plecionym z węży.

Dlaczego tak podjąłem się tego tematu?

Wychodzę z myśli, która stricte do myśli nie należy, ponieważ oparta jest w wierze. W przekonaniu. Nie popieram jej stałym, twardym dowodem. Być może powinienem własnym - że tak właśnie jest i tak będzie. Ale w tym miejscu mogę powiedzieć, że jestem albo małej wiary albo zupełnie spokojny. To, co jest mnie nie interesuje, zbyt często.

Preludium drugie - rap pisany w burzę słyszaną tylko w głowie, pisany uderzeniami kropel deszczu w szybę zatopioną w mroku nocy.

Nie ma szans, przecież to nie może się udać.
Daj spokój, wiesz dobrze, że damy radę, zaufaj mi.
Jak mam ci zaufać, skoro cię nie znam?!
Gdybyś znał miałbyś wybór.

Wiem, że mnie rozumiesz. Nie zrobisz mi nic złego?
Myślę, że na definiowanie tego, co jest dobre a co złe jest za wcześnie - obaj mamy inne definicje.
...Nie jesteś bogiem...

Nie.
Jesteś jego podobieństwem.
Jestem.
Jesteś jego podszeptem.
Jestem.

Nie miałem wyjścia. Moja miłość zostaje otoczona przez kwiaty nienawiści i polany zguby.